Słowem wstępu artykuł, który napisałem dla Zupełnie Innego Świata, poszedł w numerze 10 Wiara. Ogólnie o tym, w co wierzę. A Zupełnie Inny Świat sprawdźcie sami tam też działam prężnie jako z-ca Redaktora Naczelnego i parę innych funkcji. Dobrej lektury.
TU I TERAZ
7 miliardów ludzi orbituje wokół słońca przeciętnie z prędkością 107 210 km/h. Rotujemy w precesji, obracamy w osi, kręcimy się ze sobą, pokręceni, skołowani, fruniemy ziemią przez kosmos zastanawiając się, co my tu robimy? A może to tylko ja czasem myślę sobie, co ja tu właściwie robię?
„Wiele dróg wiele myśli,
daj bóg żebym był w tym,
Miejscu gdzie mam być,
Jak najbliżej prawdy”
O.S.T.R.
Siła
Dryfując w gigantycznym kosmosie na maleńkiej planecie, w tycim ludzkim ciele można nabrać poczucia istotnej nieistotności istoty, którą się jest. Przecież jestem taki malutki w stosunku do wszechświata. Tyle jest w nim przestrzeni, a tak mało we mnie. Czy ja cokolwiek znaczę dla jego istnienia i funkcjonowania? On dla mojego znaczy wszystko. Ta gigantyczna przestrzeń potencjału. W blokach z dużej płyty przestrzeń wydaje się bardzo ograniczona. Od urodzenia do wieku 23 lat mieszkałem na 5. piętrze w swoim pokoju. Jedno okno z widokiem na bloki, ale tam dalej za ulicą Palmową rozciąga się las. Osiedle, na którym mieszkałem, było dość dziwne. Wszystko tu było trochę powykręcane, pogmatwane, ciężkie, iskrzące napięciem, krwawiące wybitymi zębami, pachnące alkoholem, papierosami, ściemnione, prawo silniejszego. Czułem, że coś jest nie tak, mimo wszystko wierzyłem w to bardzo mocno, bo wydawało się takie prawdziwe. Osiedle jakich wiele w Polsce, tryb „każdy na każdego”. Czas „solówek” i zbiorowych bijatyk. W podstawówce można było dostać nożem za buty, spodnie, bluzę, włosy, naszywki, sznurówki, za twarz… a pod blokiem kamieniem w łeb dla zabawy.
– Mamo! Mamo! Rzuć piłkę!!! – zbyt leniwi żeby zajść po nią do domu.
Turbo kulturowość lat 90’ nauczyła mnie akceptować ludzi. W jednym bloku mieszkali neonaziści, dresy, karki, złodzieje, pijacy, samobójcy, kryminał i na pierwszy rzut oka, zwykłe, przeciętne rodziny klasy średniej. No i ja – niewielkie, ultra ruchliwe dziecko z szopą kręconych włosów czesanych przez mamę… wszędzie biegałem. Dorastanie na Dziesięcinach to dziki sport dla zuchwałych. Na takim osiedlu wierzy się głównie w „siłę” – przemoc osiąga cel.
– Silny jesteś? – spluwało się na podłogę – to podnieś to!
Złośnica
Cofam się w czasie, znowu mam 11 lat, ciężko chory na nowotwór, leżę w łóżku na zamkniętym oddziale onkologii. Po dyżurce w nocy grasuje cisza telewizyjnych dialogów. Siostry skupione na powtórce serialu. Korytarze milczą przestrzenią. Światła z niedowierzaniem świecą się na samym końcu, gdzieś za kolejnymi drzwiami, mijając ciemny korytarz, aż przy windach znikają za zakrętem. A tutaj łuna wylewa się znad blatu dyżurki zaznaczając w cieniu miejsce, na którym stoi telefon. Ten telefon posiada duży przycisk, po jego wciśnięciu sygnał łącza idzie na głośnik. Gromkie – TIT, TIT, TIT, TIT, TIT, TIT! – wprawia całą dyżurkę w rozedrgany amok. Grubo po dwunastej w nocy atak serca dwóch pielęgniarek na posterunku, na 5. piętrze w szpitalu dziecięcym. Ja już leżę z powrotem w łóżku. Żadnych śladów ani poszlak. Nieuchwytny. Ciężko chory.
Ziarnica złośliwa 4 stopnia, wraca do mnie mentalnie w różnych momentach mojego życia, abym jeszcze raz głębiej zrozumiał ten dar. Tak. Dar. Z mojego oddziału, z moją chorobą przeżyłem tylko ja. Dar to bardzo przewrotne słowo w kontekście tego, co działo się z moim najbliższym otoczeniem. Wiedząc ile dzieciaków umarło, jak walczyli, ile to kosztowało wysiłku lekarzy, depresję mamy, nerwicę siostry, ojca oddalenie, a jednocześnie rozumiejąc, że to jedna z najpiękniejszych rzeczy, którą przeżyłem. Nagle w wieku 11 lat zostałem wyrwany z kontekstu swojego życia, żeby przeżyć śmierć i narodzić się na nowo. W wieku 29 lat rozumiem to kolejny raz pełniej. Dar życia, to takie pospolite, banalne, codzienne. Można go doświadczyć, można go dać i można go dostać – nieskończenie wiele razy.
Poszukiwania
W bardzo wczesnym dzieciństwie wiedziałem, że w życiu chcę malować, rysować, tworzyć. Zakładałem kolejne notesy, segregatory, bloczki i bloki z rysunkami, dopóki nie zacząłem też pisać. Wówczas z szesnastokartkowych najprostszych zeszytów z niebieską „majtkową” okładką zrobiłem swój pierwszy pamiętnik. Parę kolejnych też zrobiłem ręcznie. Pisanie stało się formą odkrywania samego siebie, poprzez układanie swoich myśli w logiczne ciągi wyrazów, zwane potocznie zdaniami. Od pamiętników przeszedłem do opowiadań, naturalnie do książek. Tyle się dzieje dookoła, można czerpać garściami. Im dłużej się obserwuje tym rzeczywistość staje się bardziej fascynująca. Dlaczego rzeczy się dzieją? Nieustająco splatające się ze sobą ciągi przyczyn i skutków rozrastają się jak sieci pajęczyn, siatek, połączeń – relacji ludzi ze sobą. Z takiej perspektywy życie wygląda jak nieskończona relacja ze sobą w wolnym polu bezustannie ewoluującej świadomości. Istnieje tylko jeden moment – tu i teraz – nic nigdy się nie powtarza prócz seriali w telewizorze i refrenów w popowych piosenkach. Cały potężny wszechświat i wszyscy jego mieszkańcy, tu na Ziemi i gdzieś na odległych planetach kosmosu – przeżywamy ten sam moment w tej samej chwili, nieskończoną teraźniejszość, która cały czas istnieje w nieskończonej transformacji. Tu i teraz.
Życie
Nie ma się co oszukiwać jesteśmy ufoludkami żyjącymi w kosmosie na nieznanej planecie. Co my tu wszyscy robimy? Zarabiamy pieniądze. Po co? Po to żeby żyć. Planeta, na której trzeba płacić za życie. Egzystencja kosztuje, państwa drukują pieniądze dla swoich obywateli, żeby mogli państwu zapłacić za życie. Jest drabina społeczna przygotowana dla ludzi – od dziecka, aż po emeryturę w wieku 67 lat. Można się śmiało wspinać. Są szczeble kariery, biedni, przeciętni i bogaci, jest polityka zagraniczna, unia, technika, loty w kosmos, technologia, ogromne płaskie telewizory, efekty 3D, fejsbuk i smartfony. 600 programów na ekranie twojego „okna na świat”, a w nich rozrywka, nauka, reklamy i wiadomości. Być może istnieje powód, dla którego to, co wyświetla się na ekranie telewizorów nazywane jest programem. Przedziwaczny koncept rozwoju obraliśmy jako ludzie. Pieniądz stał się motywem wiodącym w naszym życiu. Można powiedzieć, że wszyscy wierzymy w pieniądze, przecież istnieją naprawdę. Zarabiamy i wydajemy. Konsumujemy. Wszyscy jesteśmy konsumentami, ale nie wszyscy jesteśmy tego świadomi. A na czym ma polegać życie? Jesteśmy tu. Wszyscy w tym samym momencie. Przyszliśmy z niczym na świat i nic z niego nie zabierzemy odchodząc. Mamy wolną wolę do wybierania czegokolwiek. Co wybieramy?
Wiary
Nikt nie pamięta jak przyszedł na świat, skąd przyszedł i dokąd zmierza. Nagle, kiedy już jesteśmy dorośli ktoś pyta – jaka jest pierwsza rzecz, którą pamiętasz? Raczej nie są to narodziny, ani też pierwszy tydzień, miesiąc… Nie pamiętam, ale wiem, że urodziłem się jako wolna istota, a potem zostałem ochrzczony jako chrześcijanin w prawosławiu, wcielony do społeczeństwa, oznaczony imieniem i nazwiskiem, skatalogowany, gotowy do tworzenia społeczeństwa. Zawsze jakoś czułem się wolny, nie przywiązany ani do imienia ani nazwiska. W końcu był taki czas, że nie wierzyłem w nic prócz wolności. Długo później krążyłem po orbitach wielu wyznaniowych fascynacji, tych dostępnych w głównym nurcie zorganizowanych religii. Wszystkie mówią podobnym językiem: wyrażają się przez różnorodne rytuały, mantry, modlitwy, święta, swój język gestów aby czcić proroka, albo Boga czy zbawiciela, który się nazywa w każdej religii inaczej, ale we wszystkich jakoś. Wszystkie religie posiadają wielkie księgi, w których zawarta jest prawda, natchniona przez ich Boga jedynego. Każda księga mówi o początku, o życiu i o końcu. Wszystkie religie mówią o wielkości ich Boga i o jego jedynej wiecznej prawdziwości ponad wszystkimi innymi wyznaniami. Większość z nich układa się w strukturę piramidalną, ktoś zawsze jest nad, ktoś pomiędzy, a ktoś pod. Z mojej obserwacji wynika, że wszystkie wydają się w wygodny dla siebie sposób interpretować słowa swoich świętych ksiąg. Koncentrują się na postaciach swoich proroków bardziej niż na samym Bogu. Prawosławie projektuje zbawienie na zewnątrz, bo na sam koniec ma nadejść zewnętrzny Zbawiciel, który zbawi wyznawców. Kusząca opcja, klucz do zbawienia może być w którejś z tych religii. Szanuję wszystkie religie. Wszystkie mają rację, każdy Bóg jest jedynie prawdziwy, bo jest to ten sam jeden Bóg, tylko w każdej kulturze inaczej się go nazywa i czci. Taki Bóg uniwersalny wówczas wszyscy jesteśmy zbawieni. Zejdzie w chwale jeden zbawiciel i stanie się to, co jest napisane w księgach. Chyba, że tylko jedna z nich ma rację i wówczas cała reszta Nas innowierców, grzeszników, niewierzących w ten konkretny system, będzie cierpiała męczarnie. A może jest jeszcze zupełnie inaczej.
Istota
Co jest istotą wiary? Wiara w zewnętrzną istotę (albo istoty) o nadprzyrodzonej mocy, potężną, posiadającą absolutną władzę nad rzeczywistością. Istota to w istocie bardzo ciekawe słowo. Istotą sprawy jest jej sedno. Istotą problemu – rozwiązanie. Rzeczy nieistotne są nieważne. Można śmiało powiedzieć, że Bóg jest bardzo istotny w moim życiu, ale czy jest istotą, w swej istocie zewnętrzną? Czy jestem od niego oddzielony? On jest gdzieś tam, a ja gdzieś tu, a wiara polega na czekaniu na pojednanie, zbawienie, uwolnienie od grzechu, nirwanę, niebo? Tak więc masy istot czekają na znak. Powtarzają rytuały, modlitwy, mantry aż do nadejścia zbawienia. A może znak już się pojawił, ale go przegapiliśmy patrząc w drugą stronę, lub nie pojawi się w ogóle? A może pojawia się cały czas, dokładnie teraz, teraz i teraz też. I co teraz?
Modlitwa
Co to znaczy modlić się? To znaczy rozmawiać z Bogiem. Można rozmawiać z nim co jakiś czas tymi samymi wierszami, mantrami, rytuałami albo tak z serca, po prostu, całym sobą, bezustannie. Nieustająca konwersacja z Bogiem, który odpowiada mi rzeczywistością, tu i teraz, cały czas. Moje życie jest moją modlitwą i kiedy piszę te zdania, modlę się, obym dobrze rozumiał to, o co się modlę, to w co wierzę. A kiedy wierzę, w to co piszę, wtedy piszę prosto z serca, do Boga. A Bóg czyta to teraz w Zupełnie Innym Świecie.
Bóg
Bóg to pojęcie nacechowane, obrosłe w ideologie, dogmaty, wiary, religie, a każda z nich twierdzi, że posiada monopol na Boga. Reszta to podróbki. Bóg utożsamiany ze starcem z siwą brodą; z postacią Jezusa; z niebieskim człowiekiem w Indiach; z czterorękim człowiekiem z głową słonia; z okiem w trójkącie; z niebem; z Ziemią; ze słońcem. Jakby rozebrać to słowo „Bóg” ze wszystkich osadów i naleciałości wiekowych, opróżnić z pojęć, przestać czynić Boga na swoje podobieństwo, uosabiać go, oceniać, szukać, opisywać. Bóg, który nie posiada postaci, płci, istoty, dualizmu, potrzeb, ego. Bóg, który nie posiada niczego, a jest wszystkim; ten który jest teraźniejszością. Cokolwiek o nim powiedzieć – to Bóg. Zawiera się we wszystkich słowach. Jego prawdziwą naturę można poczuć w przestrzeniach pomiędzy literami, odległościach pomiędzy wyrazami albo zaraz po kropce na końcu zdania.
Miłość
W co ja tak naprawdę wierzę? Wierzę w miłość, życzliwość, w odwagę do kochania, w świat pełen przyjaciół, ludzi którzy się znają, prostej dobroci, równości i niekłamanej uprzejmości. Wierzę w to, że świadomość jest pełna miłości. Człowiek świadomy to ten, który nie krzywdzi innych istot, to ten, który im pomaga wzrastać razem z sobą, bo przecież wszyscy jesteśmy w istocie tak samo ważni. To człowiek wolny, ten, który wciąż rozpoznaje siebie, kocha siebie, wierzy w siebie, ufa sobie, bo jest siebie świadomy.
7 miliardów ludzi na ogromnej planecie frunie w kosmosie przeżywając swoje życie tak jak potrafią. Tak naprawdę wszyscy dążymy do zbawienia, do szczęścia, do miłości, kiedy połączymy siły w swojej drodze osiągniemy to spektakularnie. Wierzę, że razem stworzymy zupełnie inny świat, świat pełen pasji, jedności, gdzie relacje z drugim człowiekiem staną się szczere. Świat ludzi wolnych, świadomych. To nie jest religia ani system, tego nie da się kupić ani sprzedać, to jest teraźniejszość, można to poczuć, dzieje się teraz. Wszystko zależy od Ciebie, tak jak zależy ode mnie.
A ty w co wierzysz?